Ustka, Powiat Słupski,2008-05-30

Zbliżenia nr 11(39)

Rozmowa z artystą malarzem – marynistą Witoldem Lubinieckim

Zauroczony morzem

lubiniecki.jpgJak zainteresował się pan malarstwem marynistycznym?

- Zaczęło się od plenerów „M jak morze” , które prowadziłem w Ustce. Razem z artystami, których wtedy zaprosiłem, mieliśmy za zadanie malować morze. Brzeg morza nie jest stricte głęboką wodą i obserwowanie żywiołu tylko z tej perspektywy przestało mi wystarczać. Postanowiłem zapuścić się na szerokie wody - zacząłem pływać statkami. Wyrobiłem wszystkie niezbędne papiery uprawniające do żeglowania na jachtach i wybierałem się w dłuższe lub krótsze rejsy. Otchłań morza to trudny temat malarski, a zgłębianie tego żywiołu wymaga wiele czasu i wyrzeczeń. Mój wrodzony upór przyniósł jednak pożądane efekty.

Jak określiłby pan swoje malarstwo?

- Wśród młodych artystów przeważa zainteresowanie abstrakcją. Ja wróciłem do tradycji dziewiętnastowiecznej, do realizmu popartego studiami natury oraz mocno przeze mnie przemyślaną kompozycją i formą. Surrealizm, przykładowo, przedstawia rzeczy nierzeczywiste: jak u Salvadora Dalego - żyrafy z szufladkami. Ja takich dziwności nie uprawiam. Potrafię namalować portret, pejzaż leśny, miejski, ale zajmuję się marynistyką, bo to najbliższe memu sercu. Istnieje wiele możliwości interpretowania morza, różnych jego zjawisk, czego w innych pejzażach się nie spotyka i to jest dla mnie wyzwaniem. Namalować morze w taki sposób, żeby woda płynęła i kipiała jest bardzo trudno. Mam nadzieję, że mnie się to udaje. Na promenadzie w Ustce można kupić widoki Bałtyku, ale często są one namalowane tak, że sztorm czy fale dobijające do brzegu wyglądają jakby były z gipsu.

Spotkał się pan z jakąś niezapomnianą dla pana opinią dotyczącą swojego malarstwa?

- Moje obrazy przychodzą oglądać ci, którzy zwracają się ku realizmowi w malarstwie. Od nich otrzymuję same przychylne recenzje. Zwolennicy sztuki awangardowej, nowoczesnej raczej nie komentują moich obrazów, może dlatego, że starają się być delikatni, taktowni. Zdaję sobie jednak sprawę, że mogą uznawać mój warsztat malarski za przeżytek. Usłyszałem bardzo oczekiwaną przeze mnie opinię, że największym walorem moich obrazów jest to, że „woda jest mokra”. To mnie pozytywnie nastroiło do pracy, bo właśnie taki efekt na płótnie chciałem uzyskać! Nieżyjący juz profesor Jan Tuczyński z Uniwersytetu Gdańskiego, autor wielu książek, napisał kiedyś w recenzji: „Umarł Marian Mokwa, narodził się Witold Lubiniecki”, z czego jestem dumny, bo Mokwa jest autorytetem w polskim malarstwie marynistycznym.

Jeden ze swoich obrazów miał pan możliwość osobiście ofiarować Janowi Pawłowi II. Jak pan wspomina to spotkanie?

- Zajmowałem się akurat wystrojem kościoła w Sycewicach. Polubiliśmy się z ówczesnym proboszczem księdzem Dąbrowskim, który zaprosił mnie w 1988 roku na pielgrzymkę do Watykanu. Każda pielgrzymka starała się Ojcu Świętemu coś podarować. Ja przekazałem obraz tematycznie związany z morzem, na którym przebłyskiwała droga wskazana przez światło, co miało symbolizować przejście do wieczności. Taki trochę surrealistyczny, filozoficzny. Dziś podarowałbym inny. To było dla mnie wielkie przeżycie, ponieważ mój obraz przekazałem papieżowi na prywatnej audiencji, podczas której pobłogosławił mnie. Powróćmy do teraźniejszości.

Jest pan również żarliwym społecznikiem…

- Nie potrafię bezczynnie siedzieć i bezkrytycznie patrzeć na rzeczy, które trzeba zrobić. Czasami ręce mi opadają, jak widzę pewne anomalia - kiedy przeciętny urzędnik, zamiast pomóc, patrzy najpierw na paragrafy, a potem na resztę. Zamiast narzekać wolę zająć się czymś sam. Dlatego, na przykład, zainicjowałem w Ustce powstanie oddziału Stowarzyszenia Marynistów Polskich. Należy do niego 15 osób – malarzy i fotografików z Ustki, Słupska, Częstochowy, Trójmiasta. Moje pomysły nie są wcale rewolucyjne, raczej realne i proste w realizacji, pomagające ludziom w wielu sprawach. Bałtycka Galeria Sztuki Współczesnej to jedyna placówka na Wybrzeżu przystosowana do prowadzenia profesjonalnych, całorocznych spotkań plenerowo – warsztatowych wraz z salą wystawienniczą.

Czy spośród pana dokonań społecznych to z jej powstania jest pan najbardziej dumny?

- Tak, właśnie z tego, że udało mi się ją stworzyć. Powstała ze starego spichlerza zbożowego. Dwa lata trwał remont i w 1987 roku odbyło się oficjalne otwarcie galerii. Obiekt miał funkcjonować, jako dom pracy twórczej dla artystów. Tu mogliby przyjeżdżać, brać udział w dyskusjach, plenerach, wystawach. Teraz ku takim działaniom jest super okazja, bo weszliśmy do Unii Europejskiej, granice są otwarte i można wielu znanych malarzy zaprosić. Do Ustki powinien przyjeżdżać artysta, na żywo malować obraz i pozostawiać go, nagłaśniając w ten sposób tę miejscowość i region. Wybrzeże to najlepsze miejsce na organizowanie aukcji marin - takie obrazy nad morzem bez problemu by się sprzedały.

Czy ma pan nowe pomysły na kolejne wystawy i artystyczne?

- 31 maja organizuję w Muzeum Ziemi Usteckiej wystawę malarstwa i fotografii autorstwa członków Stowarzyszenia Marynistów Polskich. A już 7 czerwca zacznie się w Ustce ogólnopolski plener malarski “Art Mityng”. Będzie w nim uczestniczyło jedenastu malarzy z całej Polski. To bardzo dobrzy, znani i uznani artyści. Pozostawią w Ustce jedenaście obrazów, które będą zalążkiem galerii miejskiej w usteckim ratuszu. Wierzę, że będą to dzieła na naprawdę wysokim poziomie. Urząd Miejski jest organizatorem pleneru.

A co w życiu osobistym przynosi panu najwięcej satysfakcji?

- Najprzyjemniejsze są dla mnie chwile, gdy namaluję dobry obraz. Wyprawy - wiadomo - człowiek coś nowego zobaczy, pozna ludzi, ale ja już chyba nie umiem podróżować pod kątem relaksu…Jadę na przykład do Norwegii, mojego ulubionego zakątka świata, dostrzegam piękny, surowy fiord i…staram się go szybko narysować, sfotografować. Potem wracam do domu, przeglądam wszystkie „zdobycze” i zaczynam przekładać je na płótno.

Czy ma pan jakieś specjalne życzenie dotyczące przyszłości?

- Mam jedno, największe marzenie…Chciałbym, żeby w Ustce powstała galeria, w której mógłbym stale prezentować moje obrazy. Mam ich wiele, a będę je musiał przecież kiedyś komuś zostawić. Jestem gotów podarować miastu dziesiątki obrazów, aby stworzyć galerię marynistyczną. Znam nawet odpowiednie miejsce. Wierzę, że byłaby to duża atrakcja turystyczna. Życzę więc panu spełnienia tego marzenia i długich lat obcowania ze sztuką.

Dziękuję za rozmowę.

Edyta Paszko

Fot. Zbigniew Bielecki